czwartek, 24 maja 2012

Rodzinne gniazdo - czyli temat rodziny w świecie zwierząt

Wspaniała książka - komponuje w sobie zarówno życie w zgodzie z naturą jak i temat rodziny, m.in. wychowanie dzieci. Tym razem uczymy się od mistrzów w tej dziedzinie - zwierząt.

Tytuł: "Rodzinne gniazdo" Vitus B. Droscher (nad o powinny być dwie kropeczki:))

Przytoczę co ciekawsze odkrycia.

"kiedy ciekawskie dziecko słonia podchodzi za blisko do lbrzymiego pytona, bo chce zobaczyć co to za dziwna 'ułamana trąba' dostaje od matki, która zwykle zna się na zartach i pozwala małemu filgować, dźwięcznego klapsa trąbą w pośladki. Ale zaraz potem to samo narzędzie kary przymilnie obejmuje dziecko i przyciąga do baru mlecznego. Ssanie pociesza i koi. Oznacza to: nie ja, twoja matka, jestem tym złym na świecie, ale to, czym właśnie chciałeś się bawić - wąż. "

A zatem - trzeba uczyć dzieci czego nie wolno i tu dozwolone są kary, ale do tego trzeba pamietać aby nie naderwać więzi matki i dziecka, a wręcz szczególnie o nią zadbać. "jeśli więź pęknie przedwcześnie i dziecko za szybko opuści matkę to czeka je w puszczy pewna śmierć".

w świecie zwierząt też są "przestępcy". np raz na 1000 morsów zdarza się taki, który zjada małe morsiątka. Normalnie morsy jadają jakieś skorupiaki czy co innego, dorosłe osobniki opiekują się młodymi. A czasem się trafi taki, który zamiast dać maluchowi ochronę po prostu go zje. Dlaczego? Bo takiemu morsowi zginęła matka w dzieciństwie. Morsy nie adoptują dzieci, więc dziecko bez matki nie ma od kogo nauczyć się jak żyć jak mors. Nikt go nei nauczyła polowania na skorupiaki. Ale jak znajdzie padlinę to zje. Zawidziające podobieństwo ze światem ludzi - u nas też przestępcy zazwyczaj nie mieli kolorowego dzieciństwa...

Ciekawe też jest to, że do nauki (np. latania) konieczny jest autorytet. Dzieci nie chcą się uczyć od matki, która raz je wyprowadziła "w pole".


I pewna mocna historia o koali w kontekście rozszerzania diety i wprowadzania stałych pokarmów.

"matka koala nosi swojego jedynaka w torbie, która otwiera się nie u góry, ale u dołu. Kiedy dziecko podrośnie, by jeść coś więcej niż mleko potrzebuje pokarmu przejściowego, zanim nauczy się jeść liście eukaliptusowe. u każdego innego gatunku matka żułaby liście i taką papką karmiła młodego z ust do ust. Ale nie koala. Matka koali siada w rozwidleniu gałęzi, dziecko wysuwa głowe z torby i ma w rezultacie przed oczami matczyne pośladki. Wtedy małe z całej siły wpycha głowę w wiadomy utwór, a nawet próbujeobiema rękami go rozszerzyć i spożywa zawartość jelita z oznakami wielkiego zadowolenia. A wieć są zwierzęta które dosłownie innym włążą w d...!"

A zatem polecam książkę:)


recenzja

czwartek, 3 maja 2012

bardziej zdrowe ciasto

Z okazji rocznicy ślubu postanowiłam zrobić zdrowe ciasto. Najmniej zdrowy składnik tego ciasta to cukier trzcinowy, można go jednak zastąpić miodem, melasą, syropem z agawy, klonu czy innym bardziej strawnym słodzidłem.

A zatem:

Składniki


ciasto właściwe

  • mąka orkiszowa razowa  (ok 1,5 szklanki)
  • mleko ryżowe/owsiane/migdałowe itp  ok szklanka
  • 3 jajka
  • cukier trzcinowy ok kilka łyżek do pół szklanki
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia bez fosforu
  • odrobina soli
  • masło klarowane kilka łyżek - do pół szklanki


 dodatki

  • karob (zamiennik kakao) ok kilka łyżek
  • mielone orzechy/migdały ok łyżka
  • kokos łyżka
  • mak 2 łyżki

Wykonanie 

  1. oddzielam żółtka od białek
  2. żółtka ucieram z cukrem, z białek ubijam pianę razem z solą
  3. w rondlu rozpuszczam masło klarowane, gdy się rozpuści, zostawiam do ostygnięcia
  4. mieszam żółtka z cukrem z mąką, proszkiem do pieczenia, dodaję ostudzony tłuszcz oraz karob i piane z białek. 
  5. w zależności od tego jaka konsystencja nam wyszła tyle dodaję mleka ryżowego czy innego podobnego - chcemy uzyskać konsystencję chleba przed upieczeniem bądź ciasta przed wypiekiem - wszystko pomiędzy powinno być OK. 
  6. na sam koniec dosypyję sypkich dodatków jakie mi przyjdą do głowy
  7. ciasto piekę w teflonowej foremce w maszynie do chleba - ja piekłam godzinę i wyszedł lekki zakalec, wiec może trzeba dłużej? 

W każdym razie naprawdę dobre ciasto wyszło i mimo zakalca wszystkim smakowało:) I do tego ciasto jest bardziej zdrowe od przeciętnego, więc można je jeść z mniejszymi wyrzutami sumienia:D Szczególnie, że uwzględnia potrzeby karmiącej matki, ponieważ nie zawiera mleka ani kakaa:)

Proszę wybacz brak dokładnych proporcji składników, jednak ciasto było wielkim eksperymentem i ponieważ nie miałam żadnego przepisu na ciasto z takich składników musiałam go sama stworzyć...



niedziela, 22 kwietnia 2012

co było przed pieluchami?

Odkąd zostałam matką zastanawiałam się jak plemiona pierwotne radziły sobie z sikającymi z zaskoczenia niemowlętami. Przecież kiedyś były tylko skóry zwierząt i żadnych pralek...

Teraz już wiem. Odpowiedź znalazłam w bardzo ciekawej, choć trochę smutnej książce "W głębi kontinuum".

Pozwolę sobie zacytować:

"Kiedy dziecko siusia lub wypróżnia się, matka wybucha śmiechem, wtórują jej inne kobiety, bo rzadko bywa sama. Odsuwa dziecko od siebie tak szybko, jak tylko zdoła i czeka, aż skończy się załatwiać. Obserwowanie, czy zdąży, jest rodzajem zabawy, a kiedy dostanie się mu najgorsze, śmiech rozlega się jeszcze głośniej. Mocz szybko wsiąka w brudne podłoże, kał prędko zostaje wytarty liśćmi."

Mogę tylko żałować, że nie żyję w klimacie, który pozwala na takie rzeczy...

piątek, 20 kwietnia 2012

własny chlebek

Wszyscy słyszeliśmy o tym ile strasznych rzeczy jest w pieczywie kupowanym w sklepie - polepszacze, rozpulchniacze, konserwanty i nie wiadomo co jeszcze. Często chleby "razowe" są wyłącznie kolorowane karmelem na "kolor razowy" a pełnoziarniste wcale nie są. Czasem wręcz trudno rozeznać, który chleb rzeczywiście jest wartościowy.

Na szczęście możemy się uniezależnić od piekarskich wyrobów i ich mankamentów robiąc własny chleb. Być może na pierwszy rzut oka wydaje się, że to masa roboty i łatwiej kupić gotowy. Niby tak, ale... Własny chleb można zrobić, nawet jak jest sklep zamknięty i nie trzeba nigdzie chodzić. W dodatku jest świeższy, bo z definicji nie czeka na klientów na półce, tylko jest robiony wtedy, kiedy jest potrzebny.

W dodatku dla domowych piekarzy jest też wiele udogodnień, jak maszyny do chleba. Odpadają kwestie nastawiania piekarnika, pamiętaniu o wyłączeniu, nastawianiu do rośnięcia itp. A wydatek z szerszej perspektywy nie taki znaczący, choć jest to kwestia kilkuset złotych.

Właściwie własny chleb to całkiem prosta sprawa.

Jak już mamy maszynę, potrzebujemy jeszcze produkty. Dwa są kluczowe: mąka oraz zakwas/drożdże.

Mąki wybór ogromny, ale znowu nie wiadomo, która z nich rzeczywiście jest dobra. Razowa razowej nierówna. Można oczywiście kupować orkiszową razową ekologiczną, ale wtedy kilogram mąki kosztuje 10 zł a to już trochę sporo. Choć z jednego kilograma wychodzi ok. 3 bochenków (a więc 1 bochenek to ok 3.50zł + prąd i inne drobiazgi)

Jest też inne wyjście - można kupić od producenta np BIOBabalscy pełne ziarno orkiszu w hurtowej ilości 20 kg i samemu je zmielić w domowym młynku. Są na rynku dostępne młynki do ziarna, jednak jest to kolejny spory wydatek rzędu kilkuset złotych. Wiemy jednak wtedy, że mąka z pewnością jest pełnoziarnista.
Moje doświadczenia niestety wskazują na to, że jest różnica między chlebem na mące, którą sama zmieliłam a chlebem na mące kupionej w sklepie.

Drugą kwestią jest zakwas. Można oczywiście użyć drożdzy, ale podobno na zakwasie zdrowszy. Zakwas można zrobić samemu (instrukcja tutaj). Łatwiej jednak jest otrzymać gotowy zakwas od znajomego.
Cena za to, że zakwas jest zdrowszy, jest nakład pracy. Drożdże z torebki wsypujemy i koniec. Zakwas po dodaniu do chleba trzeba przygotować na następny raz. Zatem trzeba wziąć słoik po zakwasie, dosypać do niego mąki i wody (nie z kranu!) w odpowiednich proporcjach i następnie go doglądać. Gdy robię chleb codziennie lub co dwa dni, to nie ma problemu doglądania, bo zawsze jest w dobrym stanie, natomiast przy dłuższych odstępach taki zakwas trzeba odświeżyć. Moim zdaniem jednak warto inwestować zakwas, choć właściwie 1/3 czasu poświęconego codziennie na przygotowanie chleba zajmuje mi etap przygotowania zakwasu.

Samo przygotowanie chleba jest już banalnie proste. Na przydatnej wadze kuchennej kładziemy foremkę do chleba i dodajemy składniki:

  • zakwas - kilka łyżek (czasem mi nawet pół litrowego słoika zakwasu do chleba wpadnie)
  • 250 g mąki pszennej razowej, najlepiej orkiszowej
  • 180 g wody (tu już może być z kranu)
  • pół łyżeczki soli
  • łyżka oleju
  • + dodatki - mielony sezam, mielony len, kokos (podobno bardzo zdrowy w chlebie w niewielkiej ilosci), orzechy, mak, słonecznik, dynia etc.

i koniec-  nastawiamy, za 3 - 4 h chleb gotowy, samo się miesza, samo czeka, samo piecze.

Wady:
  • trochę więcej roboty - przygotowanie chleba zajmuje mi ok. 10 minut. + "obróbka" sprzątanie itp... Może razem 15 minut. 
  • zamiast pamiętania o kupieniu chleba trzeba pamiętać o zmieleniu ziarna, kupieniu maki + o zakwasie. 
  • gdy nastawiam maszynę na noc, to mi chwile hałasuje podczas mieszania  i wtedy spać nie mogę
Zalety:
  • chleb smakuje jak chleb
  • chleb bardziej syci - wystarcza mi 2 kanapki na śniadanie zamiast 3 - 4 z białego chleba
  • jest zdrowy
  • dłużej zachowuje zdatność do użycia (choć to kwestia dyskusyjna, takie sa moje odczucia)
  • daje satysfakcję - jest to jeszcze jedna działka, gdzie można choć trochę uniezależnić się od wielkiego przemysłu- daje nam też kontrolę nad procesem wytwórczym
Moim zdaniem warto. Polecam.  Więcej informacji o chlebie oraz przepisy tutaj.


niedziela, 1 kwietnia 2012

Naturalny dezodorant

Dlaczego chemia na skórze jest niefajna nie chcę się teraz rozpisywać.

Ale wiadomo - śmierdzieć też nie fajnie.

Naturalne rozwiązanie:

Kryształ ałunu

Producent zapewnia:
  • właściwości dezynfekujące i antybakteryjne
  • nie zatyka porów
  • nie podrażnia skóry
  • jest bezzapachowy, hypoalergiczny
 
A ja potwierdzam: skóra jest znacznie, znacznie lepsza. Używam wyłącznie takiego kryształu od kilku miesięcy i bardzo mi to służy. Ale przyznaję, że trochę trudno było mi sie przestawić na początku. 

Dlaczego?


Wady:
  • nie użyłabym go idąc pierwszego dnia do pracy. Nie jest aż tak skuteczny jak chemiczny kosmetyk - wieczorem czasem już zdarza się gorszy zapach. 
  •  trzeba go zwilżyć przed użyciem - niby drobnostka, ale to jednak codziennie o kilka sekund wiecej roboty niż z chemicznym kosmetykiem


Nie mniej jednak moim zdaniem warto.

Naturalnie mieszkać

Naturalny dom

Naturalny dom wciąż mi się marzy, ale jeszcze jest poza zasięgiem moich możliwości.



Co w tym temacie? Naturalny dom - dom zbudowany z naturalnych materiałów jak glina, piasek, drewno czy słoma. Podobno da się i to nawet tanio.

Znalazłam przypadkowo firmę, który dom w stanie surowym zamniętym o powierzchni 95 m2 oferuje w tej technologii za 180 000zł k

W podobnej technologii zwanej "straw bale" jest chyba jeszcze taniej.



Dlaczego warto? Pomiając kwestie ekologiczne czy finansowe - podobno to zdrowe. Słyszałam, że robili kiedyś badanie na świnach - gdy świnie miały do wyboru zagrodę zbudowana z gliny i taką z betonu, zawsze wybierały glinę. Świnia nie wytłumaczy nam dlaczego, ale ja jakoś ufam zwierzętom. Może nie we wszystkim, ale jak robaczek je jabłko, to znaczy, ze to jabłko sie do jedzenia nadaje:)

Świński eksperyment:
przeprowadzony przez francuskich badaczy
"Na jednej z ferm zbudowano obok siebie trzy chlewy o jednakowym komforcie, lecz zbudowanych z różnych materiałów- z drewna, cegły i żelbetu. Świniom dano wolny wstęp do każdego. Wszystkie świnie wchodziły do drewnianego. Kiedy drewniany chlew rozebrano przeniosły się do ceglanego. Gdy ceglany chlew rozebrano, wówczas wszystkie świnie koczowały na wolnym powietrzu. Ani jedna nie wprowadziła się do chlewu żelbetowego."


Naturalne budownictwo ma też swoje wady, głównie wymienia się takie:

  • Nie są odporne na wodę. Dom trzeba chronić przed silnymi opadami i nadmiarem wilgoci (o powodzi nie wspominając). 
  • Ściany są grube, co ogranicza powierzchnię użytkową budynku względem tej samej powierzchni zabudowy w innej technologii. 
  • Może być różnie z kredytowaniem i ubezpieczeniem inwestycji. 
  • Materiały naturalne nie są standaryzowane. Przed budową należy wykonać testy sprawdzające jakość i przydatność surowców. 
  • Wciąż niewiele jest ekip specjalizujących się w naturalnych technologiach.



I jeszcze jako rozwinięcie tematu:

Ekowioski

Definicja: 

Skrojona na miarę człowieka, zaspakajająca wszystkie potrzeby osada, w której ludzka działalność harmonijnie integruje się ze światem natury, w sposób sprzyjający zdrowemu rozwojowi człowieka i może być z powodzeniem kontynuowana w niekreślonych ramach czasowych w przyszłości.


Rozwinięcie:
1) Ekowioska jest skrojona na miarę ludzką, co oznacza społeczność, w której każda osoba zna wszystkich i jest znana przez wszystkich oraz ma wpływ na to co się dzieje we wspólnocie. Generalnie ta zasada może być zrealizowana w populacji liczącej od 100 do 500 osób.
2) Jest to osada zaspakajająca wszystkie potrzeby, w szczególności: dach nad głową, zatrudnienie, rozrywkę i wypoczynek.
3) Jest miejscem w którym ludzka działalność harmonijnie integruje się ze światem natury poprzez wykorzystanie odnawialnej energii, kompostowanie odpadów i unikanie toksycznych substancji.
4) Wspiera zdrowy rozwój człowieka w aspekcie fizycznym, emocjonalnym, intelektualnym i duchowym.

 Mój komentarz: 

Taka tam sobie wydumana teoria? Cóż, gdy o tym przeczytałam, poczułam, że idea jest mi bardzo bliska. Ale to już poważna sprawa - żyjąc w takiej wiosce zmienia się całe swoje życie.
Nie mniej jednak - kuszące. Co więcej - jak najbardziej mam podstawy sądzić, że to rzeczywiście jest najbardziej naturalne rozwiązanie.

Kiedyś przeczytałam większość książek mojego ulubionego zoologa - Desmond'a Morris'a. Szczególnie mocno odbiła się na mnie książka "Ludzkie ZOO" opowiadajaca o przestrzeni, która jest naturalna dla człowieka. I o tym, jak bardzo przestrzeń miejska się kłóci z tym, co jest dla nas naturalne.  Według jego obserwacji cywilizowani ludzie wykazują typowe zachowania dla zwierząt trzymanych w ZOO. Np takie zjawisko jak masturbacja. Podobno w świecie zwierząt występuje wyłącznie w ZOO.

Bez wdawania się w szczegóły - ludzie ewouluowali przez tysiące lat żyjąc w społeczniościach plemiennych o liczebności max 150 osób (liczba z głowy, ale tego rzędu). W wioskach, gdzie nie było obcych, a tym samym większości patologii społecznych - wszyscy byli "swoi".
Dzieci były wychowywane przez całe społeczeństwo, nie tylko rodziców. Kusząca perspetywa- teraz, zamiast siedzieć w domu całe dnie z bobasem i wariować z powodu zaburzenia równowagi życiowej mogłabym dalej brać udział w życiu plemienia, np zbierać owoce czy co innego, bo opieka nad dzieckiem była by rozproszona. 

W każdym razie teoria mówi, że życie w takiej społeczności jest dla człowieka jak najbardziej  naturalne.  Moja praktyka też. Komfort takiego życia w niewielkiej społeczności jest niezwykły. Odczułam to na własnej skórze, gdy mieszkałam na końcu świata w Arktyce w jednym domu z kilkudziesięcioma osobami. A dookoła, w promieniu wielu kilometrów, tylko dzika przyroda.







czwartek, 29 marca 2012

Naturalne mydło

Podczas czytania książki o Słowianach natknęłam się na informację, że potrafili oni zrobić mydło z tłuszczu zwierzęcego oraz popiołu... Poczytałam wiecej i już wiem, że rzeczywiście jest to możliwe.

Mydło to tłuszcz, woda i silna zasada.

Skąd Słowianie brali silną zasadę? Okazuje się, że w popiele znajduje się ług. Aby zrobić jego skoncentrowany roztwór należy:
 - zrobić małą dziurkę na dnie plasikowego wiadra
 -  polać wiadro z popiołem wrzątkiem
- przelany przez wiadro płyn zebrać do osobnego pojemnika, zagotować i cały cykl powtórzyć jeszcze kilkakrotnie.

Zajęcie dosyć brudne i czasochłonne. Łatwiej kupić po prostu silną zasadę w sklepie chemicznym. Chemicznie to to samo, tylko mniej roboty. Mowa tutaj o sodzie kaustycznej.

I tu napotkałam na problem. Sklepy chemiczne we Wrocławiu albo już nie działają, albo nie mają sody kaustycznej. Najlepiej zatem kupić w internecie. Ja akurat miałam szczęscie - sąsiad - chemik mi użyczył swojej:)

Swoje mydło postanowiłam zrobić z oleju palmowego. A jako jedyny dodatek zastosować suszoną lawendę.

Podczas procesu produkcyjnego kierowałam się głównie tymi wskazówkami

Aby zrobić mydło z innych składników trzeba znać ich proporcje. Najlepiej posłużyć się kalkulatorem. Niestety jest po niemiecku, ale na szczęście jest też tłumaczenie.

I stało się, minęło prawie 6 tygodni i jest mydło! Co prawda trochę się pokruszyło podczas krojenia, ale to nic. Jest prawdziwe, naturalne, moje własne i się pieni jak prawdziwe mydło:)

Naturalne miesiączkowanie

Przy okazji ogarnięcia tematu pieluch wielorazowych trafiłam też na informacje o artykułach dla kobiet tyle że na czas menstruacji.

Dlaczego warto?

1. zdrowie. W wielorazowych podaskach nie ma żadnych chemikaliów, których pełno w jednorazówkach (związków chloru, używanych do wybielania miazgi papierowej, higroskopijnych żeli, folii a nawet rakotwórczych dioksyn). 
Do tego np. podpaski Naya szyte są z ekologicznej bawełny z certyfikatem organic (GOTS), są hypoalergiczne i oddychające. Dzięki temu chronią przed oparzeniami i podrażnieniami.
2. Ekologia - nie zanieczyszczasz Ziemi jednorazówkami
i folią, w którą są zapakowane. Szacuje się, że rocznie Polki produkują 2 miliardy jednorazowych podpaskowych śmieci... Także produkcja jednorazówek generuje olbrzymie zanieczyszczenia dla środowiska.
  3. Wygoda. Podpaski są miękkie, kolorowe i przyjemne w dotyku. Pod koniec miesiączki Twoja skóra nie musi być podrażniona i odparzona. Podpaski przepuszczają powietrze.
  4. Oszczędność czasu i pieniędzy. Podpaski kupujesz raz na 4 lata! Dzięki temu wydasz na niej 1/3 mniej niż na jednorazówki, które zużyłabyś w tym czasie.
5. Zmiana nastawienia do ciała i miesiączki
– używanie podpasek ekologicznych sprawia, że kobiety zaczynają zauważać i doceniać swój cykl miesięczny. Okres przestaje być comiesięczną niwygodą. Staje się czasem spotkania ze sobą i własnym ciałem. 



Zwłaszcza punkt 5 zauważam jako bardzo istotny. Kiedy tylko dzielę się swoim odkryciem z mniej lub bardziej znajomymi kobietami często reakcją jest "toż to fuj".

A przecież miesiączka jest czymś, co przypomina nam o naszym głębokim i nierozerwalnym związku z naturą. Tylko nie ma na to miejsca w dzisiejszym świecie, gdzie modelki z pewnością nie robią kupy i mają idealną cerę. Poza tym miesiączka jest niewygodna i tym samym niemedialna w świecie, gdzie chcemy szybko, na skróty i bezrefleksji.

Naturalne podejście do miesiączkowania pozwala poszerzyć świadomość własnego ciała. Miesiączka w gruncie rzeczy jest naszym błogosławieństwem - podobno m.in. dlatego kobiety żyją dłużej - bo regularnie ich organizm się oczyszcza. Poza tym przypomina nam o wielkim darze płodności. I o tym, że jesteśmy związane nawet z tak odległym od nas Księżycem!

A zatem jakie mamy rozwiązania poza jednorazowymi tamponami i podpaskami?

 1) Podpaski wielorazowe
 - z naturalnych materiałów np. Naya, Tabita 


 - z wyspecjalizowanych materiałów z warstwą chłonną, warstwą "suchosci" oraz warstwą wodoczelności np. Charlie Banana




2) Kubeczki menstruacyjne np. Mooncup (cena ok. 120 zł)


Jest to silikonowy kubeczek wielorazowego użytku, który wkłada się do wnętrza pochwy, tuż przy jej ujściu (niżej niż tampon), gdzie pełni on funkcje zbiorniczka. 
Wygodny, pojemny i na pewno zdrowszy, bo wolny od toksycznych dioksyn i chemikaliów, powszechnych w klasycznych podpaskach.


3) tampony wielorazowe np. HYF


  • Zdrowe, bo zrobione z ekologicznej bawełny, w czasie której produkcji nie stosowane są żadne chemikalia
  • Ekologiczne
  • Ekonomiczne – zestaw 3 tamponów zwróci Ci się już po około 7 miesiącach,
  • Wygodne – nosi się je, jak tradycyjne tampony i są tak samo skuteczne.


Co do wrażeń:
Sama jeszcze nie zdążyłam przetestować wybranych przeze mnie rozwiązań (oba typy podpasek wielorazowych+ w planach kubeczek). Ale koleżanka, która kupiła sobie kubeczek jest z niego bardzo zadowolona.

Gdyby ktoś chciał więcej poczytać - powiązany artykuł

Naturalne zabawki

Dziecko wymaga zabawek. W przeciwnym razie wdraża w tę rolę wszelkie napotkane przedmioty.

Większość zabawek na rynku jest "made in china" i w dodatku wykonana z plastiku. Niby nic strasznego, w końcu są różne normy, mnóstwo dzieci tego używa i żyje to chyba to nic groźnego? Niby nic, ale...

"w 17 z 69 badanych zabawek stwierdzono zbyt dużą zawartość niebezpiecznych dla zdrowia ftalanów."

jak donosi artykuł na poralu "dzieci są ważne". 

Co zatem zrobić?

Jak zwykle, w takiej sytuacji, staram sobie odpowiedzieć na pytanie:
jak radzili sobie rodzice przed erą plasików?

W zasadzie nie wiem, ale intuicja mi podpowiada, że drewniane zabawki jak najbardziej były w użyciu. A zatem, wycieczka do lasu w poszukiwaniu odpowiednich kawałków drewna. Potem trochę pracy ze scyzorykiem oraz papierem ściernym i jest - prawdziwy, naturalny, drewniany gryzak zaimpregnowany jedynie oliwą z oliwek. Plus tego wszystkiego jest taki, że koszty są znikome, o ile mamy na stanie w kuchni oliwę i zaprzyjaźniony las w którym raz na jakis czas bywamy...

Jest też oczywiście płatna alternatywa dla osób które nie lubią takich wytwórczych zabaw: kaszubskie gryzaki.

A zatem kwestia gryzaków rozwiązana. Pozostają jeszcze inne zabawki, w tym grzechotki. Tu sprawę rozwiązałam maszyną do szycia i starymi skrawkami materiału:

1 - słoneczko - skorupiakowaty kształt z piszczałką w środku (wyprutą ze starej maty edukacyjnej)

2 - zielona poduszka z kolorowymi tasiemkami. W jednym rogu wszyłam kieszonkę z dzwoneczkiem (zachowany z zeszłorocznego zająca z czekolady Lindt'a).

I gotowe - własnymi rękami udało mi się rozwiązać kwestię zabawek: jest i gryzak, i grzechotka i piszczałka:)



piątek, 23 marca 2012

naturalne mycie włosów

Przyszedł czas na wyniki pierwszych testów naturalnych szamponów.

Pierwszy wypróbowany szampon to szampon z orzechów piorących. Pierwsza próba uzyskania szaponu była nieudana, bo dałam za dużo wody a za mało szamponu.  Za drugim razem wrzuciłam znacznie więcej orzechów w stosunku do wody (a więc uzyskałam bardziej skoncentrowany wywar) oraz dodatkowo zagęściłam go mąką ziemniaczaną, żeby miał szamponowatą konsystencję.

Efekt - no normalne czyste włosy. Choć miałam wrażenie, że są trochę inne niz umyte w konwencjonalnym szamponie. I oczywiście nie pieni się tak bardzo jak zwykły szampon. W dodatku jest pewne istotne ograniczenie - szampon sie psuje. Po kilku dniach (ok tygodniu) zaczął pleśnieć.

W związku z tym planuję spróbować robić szampon z proszku z orzechów piorących, który nie wymaga gotowania. Ale co wtedy będzie z zagęszczaniem?


Drugi szampon to własciwie nie szampon. Ot kilka łyżeczek sody oczyszczonej z odrobiną wody wtarte we włosy. Chwila leżakowania na włosach i spłukiwanie wodą z octem.

efekt - włosy czyste, mycie spokojnie starcza na dwa dni. I na szczęście nie śmierdzą octem.

Są jednak wady - zrobienie pasty, zmieszanie wody z octem to nie dużo roboty, ale jednak więcej niż przechylić butelkę ze zwykłym szaponem i nałożyć. Ale jak ma sie chwilę wolnego to warto. No i oczywiście coś takiego się nie pieni.

I jeszcze wiadomość z ostatniej chwili - słyszałam, że firma Timotei wprowadziła jakiś ekologiczny szampon. Sprawdzę i przetestuję, bo powyższe metody okazały się jednak nieco zbyt pracochłonne...

poniedziałek, 19 marca 2012

Nowe wiązanie chusty

Dzisiejsze odkrycie - już wiem jak kiedyś kobiety na wsi nosiły dzieci w zwyczajnych kwadratowych chustach: Składano ją na pół w trójkąt. Najdłuższym bokiem - ze złożeniem - obwiązywano sie w pasie. Pozostałe dwa wolne rogi wiązało się sobie na szyi. No i maluch był w środku:)

Odkrycie drugie - karmić dziecko można w pozycji półeżącej - odchylonej.  Spróbowałam tego, synkowi się bardzo spodobało, najadł się i od razu zasnął z uchem przy sercu. A ja sobie leżałam wygodnie i czytałam. Cudeńko!

niedziela, 18 marca 2012

Materace

Przyszedł czas na wymianę materaców. A zatem - pierwszy świadomy wybór materaca w życiu - dotychczas spałam na tym, co rodzice mi kiedyś wybrali.

Pierwsza myśl - do Ikei. Hmm, ale najpierw trzeba sie zorientować jak się materace kupuje. Po lekturze stosownego artykułu na JakKupować 
i zasięgnięciu opinii teściowej postanowiłam - naturalny, bawełniany futon. Stare, dobre rozwiązanie. Podobno ma historię liczoną w tysiącach lat. Jeżeli tyle lat ludzie na tym mogli spać, to teraz też mogą. Podobno to świetna jakość w niskiej cenie. I rzeczywiscie, za dwa materace zapłaciłam 900 zł, podczas gdy lepsze, normalne materace kosztują ponad 1000 zł za sztukę...

I rzeczywiście - mimo, że kupowałam przez internet w obcej firmie  to dobrze trafiłam. Jestem absolutnie zachwycona materacem. Kupiłam materac z płytą kokosową, lateksem (o dobrych proporcjach naturalnego lateksu do sztucznego) i oczywiście bawełną.

Mąż też jest zadowolony ze swojego (kokos + bawełna). Chciał twardszy to ma. Jednak jest pewna różnica względem mojego - futon bez lateksu nie ma sprężystości i co za tym idzie - jak się ugniecie i uklepie to jest dziura. Oczywiście przekłada się materace na drugą stronę czy stosuje inne triki, jednak "potransportowe" uformowanie materaca kilka dni się utrzymuje i póki co mąż śpi na dziurze gdzieś w połowie i górkach po bokach. Ale o dziwo - i tak jest zadowolony:)

Dlaczego chcę o tym napisać? Bo wydaje mi się, że warto wiedzieć, że w tej dziedzinie tej jest jakieś naturalne rozwiązanie. Proste, tanie, dobre i skuteczne. Stare i sprawdzone.

I tu się nasuwa pytanie - jak kiedyś ludzie spali? Na siennikach, ale jesze hen hen za czasów sawanny?

Hyc myk i odpowiedź w googlach:

"Wszystko zaczęło się od ubitej ziemi, później była deska, a na końcu materac i łóżko wodne – tak w telegraficznym skrócie wygląda historia łóżka."

"Okres neolitu to prawdopodobnie moment, gdy pojawiły się pierwsze, do tego bardzo prymitywne łóżka. Egipcjanie spali na palmowych liściach rozłożonych w rogu pokoju."

Gdzieś indziej czytam, że materace wypełnione bawełną to początek XVIII w...

W takim razie w sumie dalej nie jestem pewna na ile taki wybór jest pierwotny i naturalny, ale przynajmniej cieszę się, że jest z naturalnych materiałów:)

Ciekawostka historyczna

Podczas uzupełniania braków z zakresu klasyki literatury kobiecej - czytajac "Przeminęło z wiatrem", natknęłam się na ciekawy fragment, przybliżający realia tamtych czasów:

"Dwie pierwsze strony pisma były poświęcone wyłącznie ogłoszeniom o kupnie lub sprzedaży niewolników, mułów i pługów, reklamom trumien, (...), kuracji na tajemne choroby, środków na poronienia i lekarstw na niemoc męską".


Jaki z tego wniosek? Korzenie spamowania mailami o udoskanalaniu penisa sięgają hen hen w przeszłość... Temat wiecznie aktualny.

I druga ciekawa rzecz - jedyny sposób na ograniczenie liczby dzieci to środki poronne. Albo pełna wstrzemięźliwość seksualna. 

Zaczynamy

Inspirujące warsztaty nasunęły mi, że choć obecnie trudno mi podjąć pracę zawodową, to jednak mogę robić coś, na czym mogą skorzystać inni.
Chciałam się tu podzielić moimi bieżącymi odkryciami. Ostatnio, gdy coś mnie zainteresuję, grzebię, myślę, testuję i wprowadzam. Nigdy nie wiadomo, może coś tu się komuś przyda:)